W świecie Formuły 1 decyzje o team orders, czyli zespołowych poleceniach, od dekad budzą gorące emocje wśród kibiców, ekspertów oraz samych zawodników. Wyścig o Grand Prix Włoch na torze Monza w sezonie 2023 znów wystawił ten temat na świecznik – tym razem za sprawą strategicznych rozgrywek w zespole McLarena. Czy decyzje inżynierów i szefów zespołu miały na celu wyłącznie dobro drużyny, czy może odebrały zawodnikom szansę na czyste, sportowe ściganie? To pytanie rozpalało wszystkich tuż po finiszu wyścigu.
Rywalizacja między Lando Norrisem a debiutującym w McLarenie Oscarem Piastrim od początku sezonu była bliska i wyrównana, co wywindowało oczekiwania kibiców zespołu pomarańczowych na nowy, ekscytujący poziom. Jednak, gdy podczas wyścigu na Monzy zespół poprosił Piastriego, by nie atakował Norrisa, wielu obserwatorów zaczęło zastanawiać się, gdzie leży granica między sportową walką a korporacyjnym interesem. To filozoficzne rozdroże stawia przed zespołami niełatwe zadania: czy pielęgnować zdrową rywalizację, czy minimalizować ryzyko i dbać o maksymalizację punktów w klasyfikacji?
Wymiar strategiczny takich decyzji w McLarenie jest nie do przecenienia. McLaren, po udanym letnim rozwoju bolidu i mocnym powrocie do czołówki, stał się postrachem dla dawnych rywali. W takiej sytuacji każda zdobycz punktowa jest na wagę złota, a najmniejszy błąd – czy to kierowcy, czy inżyniera na pitwallu – może kosztować zespół miejsce w klasyfikacji. Nic więc dziwnego, że zarządzanie tempem oraz dystansem między kierowcami staje się narzędziem do dyktowania równowagi między agresją i rozsądkiem.
Ciekawostką włoskiego weekendu było to, w jaki sposób McLaren komunikował się ze swoimi kierowcami. Zespół wyraźnie instruował, aby nie dopuścić do wewnętrznego pojedynku, gdyż przesadnie zacięta rywalizacja mogła skończyć się kolizją na wysokich prędkościach słynnej Monzy. Oczywiście, fani, pamiętający historyczne pojedynki sprzed lat pomiędzy Ayrtonem Senną a Alainem Prostem czy Lewisem Hamiltonem a Nico Rosbergiem, mogli poczuć pewne rozczarowanie. Ale czy w obecnej erze hiperprecyzyjnego zarządzania zespołami oraz technologią, romantyzm czystej walki na torze nie jest już reliktem przeszłości?
Nie można też zapomnieć o długoterminowym aspekcie takich decyzji. Pozwalając Norrisowi utrzymać przewagę nad debiutantem, McLaren chronił własne interesy, pilnując hierarchii oraz zachowując spokój w garażu. Jednak dla młodego zawodnika, jakim jest Piastri, konsekwencje takich decyzji mogą być dwojakie: z jednej strony nabiera doświadczenia w zarządzaniu presją zespołowych instrukcji, z drugiej – rośnie w nim sportowa frustracja, którą będzie musiał odpowiednio przepracować.
Warto podkreślić, że team orders nie są domeną wyłącznie McLarena. Red Bull, Ferrari czy Mercedes w przeszłości również nie raz stosowały podobne praktyki. Jednak to, co wyróżnia McLarena w tym sezonie, to bardzo jawna i transparentna komunikacja. Zawodnicy i szefostwo nie uciekają przed mediami – otwarcie mówią, dlaczego podejmują takie decyzje, jakie są ich cele oraz jaką wartość przykładują do harmonii w zespole. To rzadkość w świecie Formuły 1, gdzie często najgorętsze spory rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami motorhome’ów.
Dla fanów F1, pragnących zobaczyć bezkompromisową walkę na torze, takie strategiczne rozważania mogą być rozczarowujące. Z drugiej strony, nowoczesna Formuła 1 to nie tylko wyścigi – to również gra zespołów, szachy na najwyższym poziomie, gdzie każdy ruch jest dokładnie przemyślany i skalkulowany. Ostatecznie czas pokaże, czy ostrożne podejście McLarena przyniesie im upragniony powrót na podium mistrzów świata. Jedno jest pewne: w świecie najnowocześniejszych technologii i wielomilionowych inwestycji decyzje „team orders” nie znikną. Pozostaje pytanie, gdzie leży granica między sportem a kalkulacją – i czy kibice ją zaakceptują.