W minionych weekendach na torach Formuły 1 dało się zauważyć rosnącą temperaturę w świecie królowej motorsportu. Po okresie, gdy wydawało się, że Red Bull Racing i Max Verstappen nieco wyhamowali swój niepowstrzymany marsz po kolejne rekordy, pojawia się pytanie: czy team z Milton Keynes naprawdę wrócił na sam szczyt, a Verstappen ponownie jest niekwestionowanym liderem stawki? Odpowiedź nie jest tak jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać na podstawie wyników ostatnich Grand Prix.
Max Verstappen już od początku sezonu prezentuje wybitną formę i nieprzeciętną regularność. Holenderski mistrz, choć musiał zmierzyć się z pewnymi problemami – od drobnych awarii mechanicznych po strategiczne potknięcia zespołu – bardzo szybko wrócił na ścieżkę zwycięstw. Ostatni wyścig pokazał, że siła Red Bulla tkwi nie tylko w samym aucie, ale również w umiejętności maksymalnego wykorzystywania okazji, kiedy inne zespoły tylko na to czekają. Priorytetem jest nie tylko prędkość na torze, ale przede wszystkim stabilność w dostarczaniu efektywnych rozwiązań jeszcze przed rywalami.
Wielu fanów i ekspertów oczekiwało, że po kilku wyścigach lepszy moment złapie Ferrari lub Mercedes. Jednakże to Red Bull, korzystając ze sprzyjających okoliczności i sprawnego zarządzania tempem wyścigowym, potrafi wypunktować nawet najbardziej niecodzienne zagrożenia. Sztab inżynierski, pracujący nierzadko do późnych godzin nocnych, zadbał o usprawnienia aerodynamiczne pozwalające Verstappenowi i Perezowi wycisnąć z RB20 maksimum już na pierwszym okrążeniu.

Pierwsza część sezonu upłynęła pod znakiem strategicznych gier. Red Bull nie kryje, że pozycja lidera, choć komfortowa, nie pozwala na najmniejsze chwile nieuwagi. Stajnia regularnie analizuje poczynania konkurencji, szczególnie Ferrari, które wykonało wyraźny krok naprzód i prezentuje się coraz lepiej w zakrętach średniej prędkości. Jednak to Verstappen wraz ze swoim inżynierem Gianpierrem Lambiasem popisuje się inteligentnym zarządzaniem ogumieniem oraz tempem podczas kluczowych fragmentów wyścigu. Przykładem mogą być końcówki stintów, gdy Holender potrafi zachować przewagę mimo zużycia opon czy pojawiających się zmiennych warunków pogodowych.
Nie wolno zapominać o Sergio Perezie. Meksykanin, choć bywa krytykowany za nieregularność, niemal w każdym wyścigu zdobywa cenne punkty dla zespołu. Jego doświadczenie i odporność psychiczna nie raz ratowały Red Bulla przed nieplanowanymi wpadkami, gdy Max musiał mierzyć się z presją chwili. Strategiczna gra dwoma kierowcami daje zespołowi pole manewru, szczególnie w walce ze świetnie przygotowaną ekipą McLarena, która w ostatnich weekendach zadawała Red Bullowi lekkie "ciosy" na torze. To, jak szybko ekipa z Milton Keynes potrafi reagować na nowe pomysły taktyczne rywali, robi wrażenie nawet na zagorzałych sceptykach Christiana Hornera.
Podsumowując, czy Red Bull i Verstappen rzeczywiście odzyskali dominującą pozycję w stawce? Z pewnością znajdują się bardzo blisko szczytu i udowodnili, że potrafią podnieść się po chwilowych turbulencjach z ogromną siłą. To jednak sezon pełen niespodzianek, a rosnąca forma Ferrari, nacisk ze strony Mercedesa i odrodzenie McLarena sprawiają, że każdy kolejny wyścig może przewrócić dobrze znane układy sił. Emocje sięgają zenitu, a fani mogą być pewni, że walka o tytuł jeszcze się nie zakończyła. Wszystko wskazuje na to, że końcówka sezonu przyniesie nam jeszcze wiele pasjonujących pojedynków!