Carlos Sainz krytykuje realizatorów transmisji – F1 powraca do korzeni?
W ostatni weekend wyścigowy Formuły 1 pojawiło się wiele głosów dotyczących tego, jak realizowane są transmisje telewizyjne. Wielu kibiców zauważyło, że operatorzy kamer coraz częściej koncentrują się na celebrytach czy towarzyszących kierowcom partnerkach, zamiast na akcji torowej. Najmocniej swoje niezadowolenie z tego faktu wyraził Carlos Sainz, który w mediach społecznościowych otwarcie skrytykował takie podejście do transmitowania Grand Prix. Czy F1 idzie za daleko w kierunku widowiska showbiznesowego?
Hiszpański kierowca Ferrari nie owijał w bawełnę – w jego opinii nadmierne pokazywanie osób trzecich na padoku odbiera wyścigom ich esencję. W końcu fani czekają na emocje związane ze ściganiem, pojedynkami koło w koło, pit-stopami i strategią zespołów, a nie na ujęcia gwiazd czy rodzin kierowców. Sainz podkreślił, że rozumie promocję sportu i przyciąganie nowych fanów, ale najważniejszym elementem powinien pozostać wyścig na torze. Jego słowa odbiły się szerokim echem wśród kibiców i ekspertów, którzy coraz częściej krytykują komercjalizację królowej motosportu.
W odpowiedzi na zamieszanie, przedstawiciele Formuły 1 odnieśli się do zarzutów. Oficjalnie przekazali, że starają się zachować równowagę pomiędzy pokazywaniem emocji sportowych i wartkim przebiegiem wyścigu a tym, co dzieje się na padoku i trybunach. Jak tłumaczą, obecność celebrytów jest nieodłącznym elementem sportu o zasięgu globalnym, gdyż przyciąga sponsorów i buduje markę F1.

Niemniej jednak, doświadczeni komentatorzy zauważają, że coraz większa ilość „off-track drama” i showbiznesowych smaczków kłóci się z wieloletnią tradycją Formuły 1. Istnieje obawa, że nowe pokolenie kibiców pozna ten sport bardziej poprzez instagramowe relacje, niż poprzez prawdziwe emocje z wyścigów. Zanikają legendarne momenty, kiedy realizatorzy nie spuszczali oka z rywalizacji na torze – obecnie podglądamy, kto najszybciej mrugnie do kamery na trybunach, zamiast tego, kto zastosuje odważną strategię na ostatnich okrążeniach.
Widowisko telewizyjne F1 od czasu wejścia Liberty Media przeszło niesamowitą metamorfozę. Obok licznych technologicznych innowacji (np. rozszerzona telemetria, kamery z kasków czy dynamiczne powtórki) pojawił się nowy styl budowania napięcia. Nie brakuje kontrowersji: coraz śmielej pojawiają się też sławy z Hollywood, piłkarskie gwiazdy czy influencerzy, którzy często nie mają zielonego pojęcia o motorsporcie. Czy to pomaga w popularyzacji F1? Z pewnością, ale pytanie brzmi – czy nie gubi się gdzieś po drodze duch rywalizacji, która zawsze była sercem tego sportu.
Ciekawym wątkiem jest również dyskusja o czasie antenowym przeznaczanym na team radio czy pokazywanie reakcji inżynierów i mechaników w boksie. Dla prawdziwych fanów F1 liczy się każdy niuans – właśnie te detale budują wyjątkową atmosferę wielkich nagród i pozwalają poczuć się jak część zespołu. Zamiast tego, coraz częściej jesteśmy świadkami „przypadkowych ujęć” na loży VIP lub partnerki kierowców, które mają jedynie uatrakcyjnić show dla „casualowych” widzów.
Wszystko wskazuje na to, że przed Formułą 1 stoi poważne wyzwanie: zachować uczciwy balans między komercyjnym sukcesem a sportowym dziedzictwem. Słowa Carlosa Sainza spotkały się z dużym odzewem – zarówno od fanów, jak i od samej federacji. Być może jest to początek powrotu do korzeni i postawienia w centrum uwagi prawdziwych bohaterów toru. Jedno jest pewne – dla millions of entuzjastów bolidów na całym świecie najważniejsze są emocje, jakie rodzi walka na torze, nie światła fleszy na padoku.