Niedzielny wyścig Grand Prix Australii przyniósł kibicom Formuły 1 wiele emocji, a przede wszystkim spektakularny powrót Carlosa Sainza na podium. Hiszpański kierowca zapewnił sobie miejsce w historii tego sportu, dołączając do elitarnego grona, które zdołało stanąć na podium z trzema różnymi zespołami. Niewielu było tych, którzy potrafili odnaleźć się równie dobrze w nowych strukturach zespołowych i sięgać po sukcesy w odmiennych środowiskach – to osiągnięcie godne najznamienitszych legend królowej motorsportu.
Dla Sainza ostatnie miesiące były pełne nieprzewidywalności. Po ogłoszeniu przez Ferrari, że po sezonie 2024 nie przedłuży z nim kontraktu, hiszpański zawodnik pokazał klasę oraz determinację, udowadniając swoją wartość nie tylko kolegów z zespołu, ale przede wszystkim całemu światu. Podczas GP Australii stanął na najniższym stopniu podium, co oznacza, że powtórzył wyczyn tak uznanych postaci jak Alain Prost – który również zdobywał podia z trzema różnymi zespołami w swojej karierze. Tym samym Sainz wpisuje się do wąskiego grona tych, którzy zdołali pozostawić po sobie trwały ślad w różnych zespołach, nie zatracając przy tym własnej tożsamości jako kierowca.
Dokonania Hiszpana warto rozpatrywać także w kontekście szerzej – od debiutu w Toro Rosso w 2015 roku, przez rozwój w Renault, a następnie w McLarenie, aż po obecną erę w Ferrari. Za każdym razem Sainz stawał przed zupełnie nowymi wyzwaniami, jednak potrafił odnaleźć się w każdej z tych ekip i regularnie zdobywać punkty, wdrapując się na coraz wyższy poziom rywalizacji. Osiągnięcie tego pod presją zmieniających się układów i politycznych układanek to dowód na niezwykłą siłę charakteru oraz profesjonalizm.

Statystyk i ciekawostek związanych z tegorocznym wyścigiem w Melbourne nie zabrakło. Max Verstappen, który do niedawna wydawał się być niemal niepokonany, zmuszony był do wycofania się z wyścigu przez usterkę techniczną. Był to pierwszy raz od niemal dwóch lat, kiedy Holender nie stanął na podium – ostatni raz taka sytuacja miała miejsce podczas Grand Prix Australii w 2022 roku. To pokazuje, jak dynamiczny oraz nieprzewidywalny potrafi być świat F1, gdzie nawet najlepsi mogą paść ofiarą pecha lub problemów sprzętowych.
Dla Charlesa Leclerca z kolei Grand Prix Australii było powrotem do formy, ostatecznie stając na podium u boku Sainza. Dublet Ferrari – pierwszy od GP Bahrajnu 2022 roku – wywołał euforię wśród fanów włoskiego zespołu, od miesięcy łaknących powrotu na najwyższy szczebel wyścigowego podium. Tymczasem Lando Norris, zdobywca trzeciego miejsca, ustanowił nowy rekord pod względem liczby miejsc na podium bez zwycięstwa – cieszy się ogromną sympatią kibiców i wielu wróży mu nieodległe przełamanie tej passy.
Warto podkreślić, jak wyjątkowa jest obecna generacja kierowców – z jednej strony niezwykle doświadczeni i przekraczający kolejne granice ustanawiane przez legendy, z drugiej młodzi, ambitni, niebojący się rywalizacji z najlepszymi, jak Oscar Piastri czy Yuki Tsunoda, którzy sukcesywnie wpisują się na listy punktujących. Tegoroczny wyścig w Australii potwierdził, że sezon 2024 będzie wyjątkowo zacięty, a przełamywanie hegemonii Red Bulla możliwe niemal w każdym wyścigu.
Przed nami kolejne rundy i kolejne emocje. Jeśli Grand Prix Australii było przedsmakiem tego, co czeka fanów w sezonie 2024, to możemy być pewni, że Formuła 1 jeszcze nie raz nas zaskoczy, a doświadczonych kierowców, takich jak Sainz, czeka szansa na zapisanie się złotymi zgłoskami w annałach tego sportu.