Wyścig Formula 1 na ulicznym torze Marina Bay w Singapurze jak co roku dostarczył kibicom emocji na najwyższym światowym poziomie. Tropikalny klimat, wymagająca charakterystyka miejskiej nitki oraz niezwykle ciasne zakręty spowodowały, że żaden z kierowców nie mógł pozwolić sobie na najmniejszy błąd. Tegoroczna rywalizacja była szczególna - po raz pierwszy od bardzo dawna oglądaliśmy walkę o zwycięstwo do ostatnich metrów i niecodzienną mieszankę strategii. Wśród zaskoczeń znalazły się zarówno znakomite występy kilku kierowców, jak i rozczarowania nawet największych faworytów sezonu.
Największym zwycięzcą weekendu został Carlos Sainz, który swoim opanowaniem i inteligentnym zarządzaniem tempem poprowadził Ferrari do historycznego zwycięstwa. Hiszpan udowodnił, że potrafi być liderem zespołu w kluczowych momentach sezonu, konsekwentnie kontrolując tempo wyścigu i skutecznie odpierając naciski ze strony rywali. Wspaniale spisał się również Lando Norris z McLarena – jego druga pozycja to efekt nie tylko znakomitej jazdy, ale też nienagannej współpracy z Sainzem, który przez ostatnie okrążenia wypracował strategię wspólnej obrony przed szybciej finiszującymi Mercedesami.
Z kolei skład Mercedesa, czyli Lewis Hamilton i George Russell, postawił wszystko na jedną kartę, decydując się na późny pit-stop po świeższe opony. Obaj zdołali nadrobić sporo czasu do liderów, a gdy wydawało się, że Russell może odebrać podium Norrisowi, popełnił błąd na ostatnim okrążeniu i uderzył w ścianę. Hamilton wykorzystał potknięcie kolegi, zapewniając ekipie cenne punkty. Jednocześnie sobotnie kwalifikacje i niedzielny występ były kolejnym dowodem na to, że Mercedesowi nie brakuje ani tempa, ani efektywności strategicznej – brakuje im tylko odrobiny szczęścia.

Wybitne osiągnięcie można przypisać również Liamowi Lawsonowi, który po raz pierwszy dotarł do Q3 w kwalifikacjach i sensacyjnie zdobył punkty, mimo presji debiutu i niełatwego samochodu AlphaTauri. Kierowca z Nowej Zelandii pokazuje, że zasługuje na uwagę i być może miejsce w regularnej stawce na sezon 2024. W tym miejscu warto także docenić Kevina Magnussena i Alex’a Albona, którzy swoim wyczuciem i odwagą za kierownicą osiągnęli znakomite rezultaty, wynosząc swoje zespoły ponad oczekiwania.
Jednak najbardziej kontrowersyjną historią weekendu okazał się niepowodzenie Red Bulla. Po niesamowitej serii zwycięstw Max Verstappen oraz Sergio Perez znaleźli się w kłopotach, zmagając się ze słabym tempem w kwalifikacjach i niekonkurencyjną strategią podczas wyścigu. Nawet agresywne manewry Verstappena, które przeważnie kończą się sukcesem, tym razem nie wystarczyły na dogonienie czołówki. Niedzielne szóste i ósme miejsce były ogromnym rozczarowaniem zarówno dla zespołu, jak i dla kierowcy, który przyzwyczaił nas do absolutnej dominacji.
Również kierowcy Astona Martina – Fernando Alonso i Lance Stroll – nie będą mile wspominać singapurskiego weekendu. Stroll po spektakularnej kraksie w kwalifikacjach nie wystartował do wyścigu, a Alonso – choć teoretycznie miał szansę na duże punkty – popełnił szereg błędów w trudnych warunkach. Również Alpine zdołało zagubić się strategicznie, wobec czego Esteban Ocon nie ukończył wyścigu, a Pierre Gasly musiał zadowolić się pozycjami poza czołówką.
Grand Prix Singapuru potwierdza, jak nieprzewidywalna potrafi być Formuła 1 oraz jak ogromne znaczenie mają niuanse strategii i umiejętności kierowców na ulicznym torze. Dla kibiców było to fantastyczne widowisko, dla niektórych zespołów – zimny prysznic mobilizujący do walki o lepsze wyniki w kolejnych rundach sezonu. Już dziś z niecierpliwością czekamy na dalszy rozwój wydarzeń w Mistrzostwach Świata!