W świecie Formuły 1 nazwisko Niki Lauda niezmiennie budzi ogromny szacunek i podziw. Austriak uznawany jest za ikonę determinacji – człowieka, który pokonał niewyobrażalne przeszkody, by osiągnąć sportową nieśmiertelność. Jednak jego ostatnie zwycięstwo w Grand Prix było nie tylko popisem umiejętności i sprytu, ale także odpowiedzią na zaskakującą krytykę. To właśnie publiczna obraza stała się niespodziewanym impulsem, który pozwolił Laudadzie wznieść się jeszcze raz ponad wszystkich.
Sezon 1985 w Formule 1 miał zaskakującą dramaturgię. Po powrocie do McLarena w 1982 roku, Lauda zdobył swój trzeci tytuł mistrza świata w roku 1984. Następny sezon miał być pożegnaniem z królewską kategorią, lecz Nikiemu nie szło tak dobrze jak jego utalentowanemu partnerowi – Alainowi Prostowi. Nie brakowało głosów sugerujących, że Austriak najlepsze lata ma już dawno za sobą, a jego osiągi odstają od absolutnej czołówki.
Wszystko zaostrzyło się podczas weekendu Grand Prix Holandii na torze Zandvoort. Jeden z szefów zespołu, żywiąc do Laudy osobiste urazy, w nieprzyjemny sposób zakwestionował jego zaangażowanie i sugerował bliskość końca kariery. To była dla Niki’ego potężna motywacja. Zamiast się załamać, postanowił udowodnić, że wciąż potrafi być wielkim wojownikiem za kierownicą Formuły 1.

W wyścigu Niki nie miał łatwego zadania. Alain Prost, jeżdżący w tym samym zespole, był już wtedy jednym z największych konkurentów i na papierze faworytem do zwycięstwa. Jednak Lauda, korzystając ze swojego niezrównanego doświadczenia i analitycznego podejścia do jazdy, zdołał wypracować idealny balans ustawień bolidu oraz dosłownie perfekcyjnie rozegrał strategię opon. Wbrew przewidywaniom ekspertów, to właśnie Austriak minął linię mety jako pierwszy, triumfując z zaledwie minimalną przewagą 0,232 sekundy nad Prostem – był to jeden z najciaśniejszych finiszów tamtej ery.
Dla fanów tamten wyścig był ucztą – pojedynek legendy, która nie daje się zepchnąć w cień nawet przez najsilniejszego z rywali. Jednak dla Laudy to było coś więcej: osobiste zwycięstwo nad własnymi słabościami, kontuzjami i kryzysem wiary w siebie. Niewielu pamięta, że niemal dekadę wcześniej Niki prawie stracił życie w przerażającym wypadku podczas Grand Prix Niemiec na torze Nürburgring. Od tego czasu stał się symbolem nieustępliwości, inspirując kolejne pokolenia nie tylko kierowców, ale i kibiców na całym świecie.
Zwycięstwo w Zandvoort było zwieńczeniem jego niesamowitej kariery – ostatni raz widzieliśmy Nikiego Laudę na najwyższym stopniu podium. To wydarzenie pokazuje, że w Formule 1 nie tylko maszyna i prędkość decydują o sukcesie, ale przede wszystkim hart ducha, psychika i motywacja. Dziś trudno sobie wyobrazić, by taki wyczyn był możliwy bez niezwykle silnej woli i wiary we własne możliwości.
Z perspektywy czasu łatwo zapomnieć, jak olbrzymią legendą był Lauda – człowiek, który wyznaczał standardy profesjonalizmu, ale nigdy nie zapominał o ludziach pracujących za kulisami. Po wygranej w Holandii nie szczędził słów uznania dla swoich mechaników, inżynierów i całego zespołu McLarena. Tym wyścigiem zamknął piękny rozdział, a przekazał pałeczkę nowym gwiazdom, takim jak Alain Prost czy później Ayrton Senna.
Fani do dzisiaj darzą go olbrzymim sentymentem i inspirują się jego postawą zarówno na torze, jak i poza nim. Niki Lauda udowodnił, że nawet w sportach na granicy ludzkich możliwości, największą siłą może być charakter. Zwycięstwo w Grand Prix Holandii 1985 to nie tylko triumf sportowy, ale przede wszystkim dowód, że prawdziwy mistrz nigdy nie przestaje walczyć – nawet gdy wszyscy wokół w niego wątpią.