W sezonie 2024 Formuły 1 wiele uwagi skupia się na rywalizacji zespołowej nie tylko na torze, ale również poza nim. Jednym z tematów, które elektryzowały paddock w ostatnich tygodniach, była kwestia zaufania zespołów do jednostek napędowych, szczególnie w kontekście mocno poprawionej formy McLarena i ich odważnego podejścia do zarządzania silnikiem. Część komentatorów, a nawet rywali, zaczęła sugerować, że McLaren korzysta z ustawień mogących nadmiernie obciążać jednostkę napędową Mercedesa, określając nawet takie podejście mianem „granatu ręcznego”.
Zespół Red Bulla, mimo dominującej pozycji w klasyfikacji, nie pozostawia takiego tematu bez komentarza, tym bardziej, że rozwój jednostek napędowych i ich wytrzymałość to klucz w walce o tytuł mistrzowski. Wypowiedzi przedstawicieli Red Bulla nie pozostawiają jednak złudzeń: austriacki zespół podkreśla, że obecna sytuacja nie wywołuje w nich niepokoju ani niepotrzebnych spekulacji. Według inżynierów Milton Keynes, prędkość i zaskakujące tempo McLarena w ostatnich wyścigach nie wynika z nadmiernego ryzyka w ustawieniach silnika, lecz z udoskonalonych rozwiązań aerodynamicznych oraz skutecznej pracy zespołu przy strategii i rozwoju bolidu.
Warto przypomnieć, że McLaren po nieco niemrawym początku sezonu przeprowadził serię udanych aktualizacji i przebudował filozofię pracy przy samochodzie. Dzięki temu Lando Norris oraz Oscar Piastri coraz częściej są w stanie włączyć się do walki z Red Bullem, a nawet – jak podczas GP Miami – wygrywać z Maxem Verstappenem. Z drugiej strony, Red Bull nie zamierza kopiować strategii rywali i jest przekonany, że ich własne tempo wyścigowe oraz szeroka wiedza inżynierska utrzymają zespół na pozycji lidera.
Wymiana zdań o rzekomych „niebezpiecznych ustawieniach silnika” powraca w padoku co kilka sezonów, gdy zespoły decydują się na bardziej agresywny tryb pracy jednostek napędowych, walcząc o cenne sekundy. Jednak, jak podkreśla szef inżynierów Red Bulla, w obecnej erze „zamrożonych” jednostek, producenci są zobowiązani do maksymalizacji niezawodności, nawet za cenę częściowych kompromisów pod kątem czystej wydajności. To oznacza, że szanse na to, że McLaren – korzystający z równie solidnych silników Mercedesa – rzeczywiście „nadużywa” możliwości power-unita są minimalne.
W grze liczy się więc nie tylko moc, ale też cała sztuka zarządzania energią, ustawień hybrydowych oraz chłodzenia, co jest pod bacznym nadzorem producentów i FIA. Red Bull analizuje dane z wyścigów i treningów, ściśle współpracuje z Hondą (obecnie Red Bull Powertrains), by stale monitorować osiągi i niezawodność. Jednak, jak sami przyznają, obecnie największym wyzwaniem są rosnąca konkurencja ze strony McLarena, Ferrari oraz odradzającego się Mercedesa, a nie potencjalne „eksperymenty” w trybach silnika McLarena.
Obecny sezon to także kolejny etap wojny technologicznej. Sztuka zarządzania potencjałem układu napędowego i optymalizacja wszystkich systemów pod kątem wytrzymałości jak i wydajności staje się coraz bardziej złożona. Coraz częściej czynnikiem decydującym nie jest już tylko czysta moc silnika, ale efektywność całego pakietu.
Dla kibiców Formuły 1 nadchodzące Grand Prix zapowiadają się więc pasjonująco nie tylko z powodu rywalizacji Maxa Verstappena i Lando Norrisa, ale również dzięki strategicznej walce inżynierów w tle. Bitwa o mistrzowski tytuł rozgrywa się dziś zarówno w alei serwisowej, jak i w laboratoriach producentów silników. Jedno jest pewne – Red Bull nie zamierza zmieniać obranej ścieżki rozwoju i pozostaje spokojny wobec doniesień o „wybuchowych” ustawieniach rywali. Tym bardziej, że do końca sezonu pozostaje jeszcze wiele rund i, jak pokazuje historia, każda z ekip ma jeszcze szansę na przechytrzenie konkurencji odpowiednią innowacją.
Fani królowej sportów motorowych mogą więc z niecierpliwością śledzić dalszy rozwój wydarzeń, bo walka na polu technologicznym zapowiada się równie ekscytująco jak zmagania na torze!