W niedzielnym wyścigu o Grand Prix Meksyku nie zabrakło emocjonujących momentów i kontrowersji, które wywołały burzliwą dyskusję w społeczności Formuły 1. Tegoroczny wyścig na legendarnym torze Autódromo Hermanos Rodríguez był świadkiem groźnej sytuacji, w której nowozelandzki kierowca Liam Lawson niemal zderzył się z porządkowym toru podczas wyjazdu samochodu bezpieczeństwa. Na szczęście, dzięki szybkiej reakcji zarówno kierowcy, jak i porządkowego, udało się uniknąć tragedii.
Incydent wydarzył się tuż po chaotycznym starcie, gdy sędziowie wkroczyli na tor, by szybko usunąć samochód Charlesa Leclerca, który utknął na zakręcie po kontakcie z innym bolidem. Porządkowi, działając zgodnie z procedurą w momentach neutralizacji, weszli na tor pod ochroną samochodu bezpieczeństwa. Lawson, podążając za innymi zawodnikami, zbliżał się w kierunku miejsca zdarzenia z odpowiednio zredukowaną prędkością, lecz jego samochód niespodziewanie znalazł się bardzo blisko jednego z porządkowych.
Wielu ekspertów i fanów zadało sobie pytanie: kto ponosi winę za tę sytuację? Początkowo pojawiły się oskarżenia pod adresem Liama Lawsona za rzekomo zbyt szybką jazdę w strefie zagrożenia czy też brak należytej ostrożności. Jednak oficjalne stanowisko FIA wykluczyło jakąkolwiek winę młodego kierowcy AlphaTauri.
Światowa Federacja Samochodowa (FIA) bardzo szczegółowo przeanalizowała zapis telemetryczny oraz dostępne nagrania, potwierdzając, że Lawson postępował zgodnie z zasadami dotyczącymi jazdy za samochodem bezpieczeństwa. Sędziowie podkreślili, że informacja radiowa o obecności osób na torze mogła pojawić się z kilkusekundowym opóźnieniem, co wpłynęło na ograniczenie widoczności zdarzenia przez kierowców. Co więcej, systemy ostrzegania, takie jak lampy na kierownicy oraz komunikaty audio, działają w czasie rzeczywistym, jednak nigdy nie da się całkowicie wykluczyć elementu ludzkiego w tak dynamicznych okolicznościach.
Warto zaznaczyć, iż FIA w ostatnich latach przywiązuje ogromną wagę do bezpieczeństwa zarówno kierowców, jak i pracowników obsługi toru. Po słynnym wypadku Jules’a Bianchiego w 2014 roku żadne procedury nie są bagatelizowane, a każda sytuacja, w której bezpieczeństwo kogokolwiek zostaje zagrożone, jest drobiazgowo badana. Sytuacja z Grand Prix Meksyku stanowi kolejny przykład na to, jak kruche bywa bezpieczeństwo na torze, nawet pomimo ścisłych protokołów i najnowszych technologii.
Lawson otrzymał pełne wsparcie nie tylko od FIA, ale również od swojego zespołu. Sam zawodnik zapewnił, że zachował szczególną ostrożność, a kiedy tylko zdał sobie sprawę z obecności człowieka na torze, natychmiast zareagował, mocno hamując. To pokazuje wysoką klasę i profesjonalizm debiutującego w tym sezonie kierowcy, którego refleks być może zapobiegł tragedii.
Omawiany incydent ponownie podnosi kwestię stałego doskonalenia procedur bezpieczeństwa w Formule 1. Zarówno FIA, zespoły, jak i przedstawiciele torów muszą stale analizować i wprowadzać ulepszenia, by wyeliminować niepotrzebne ryzyko. Być może w przyszłości wdrożone zostaną jeszcze bardziej zaawansowane środki komunikacji pomiędzy obsługą toru a kierowcami, a także dokładniejsze systemy lokalizacji ludzi na trasie.
Dla kibiców Formuły 1 to wydarzenie było przestrogą, jak nieprzewidywalna potrafi być ta dyscyplina – nawet w erze nadzwyczaj rozwiniętej technologii. Bezpieczeństwo będzie zawsze priorytetem numer jeden, jednak sport pełen adrenaliny i walki na granicy możliwości zawsze niesie ze sobą pewne ryzyko. Na szczęście dzięki szybkiej reakcji uczestników udało się uniknąć tragedii, a wyścig mógł być toczony dalej, dostarczając emocji kibicom na całym świecie.