Amerykańscy kierowcy od dekad marzą o ściganiu się w Formule 1 – najważniejszej serii wyścigowej świata. Jednak droga do królowej motorsportu dla zawodników zza Atlantyku nigdy nie należała do najłatwiejszych. Mimo ogromnego motorsportowego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, takich jak IndyCar czy NASCAR, przełamanie europejskiej dominacji w światach GP2, obecnie Formula 2, to wyzwanie porównywalne do przejścia przez ognistą bramę.
Przez ostatnie dwie dekady pojawiło się kilku utalentowanych Amerykanów, którzy uznali, że mogą stanąć do walki z najlepszymi młodymi kierowcami ze Starego Kontynentu. Każdy z nich miał jedno marzenie: dostać się do F1. Jednak do tej pory niewielu Amerykanów przeszło całą ścieżkę od GP2/F2 prosto do F1, choć kilku pozostawiło po sobie trwały ślad.
Warto przypomnieć historie takich zawodników jak Alexander Rossi, który jako jedyny przedstawiciel USA w drugiej dekadzie XXI wieku zdobył upragniony fotel F1, choć tylko na kilka wyścigów. W GP2/Formula 2 nie brakowało jednak rodaków z ambicjami, którzy walczyli na europejskich torach i pokazywali, że amerykański styl jazdy, determinacja i głód sukcesu mają się dobrze.
Alexander Rossi zapisał się w historii motorsportu, wygrywając m.in. legendarne Indianapolis 500. Jednak jego europejska kampania w seriach juniorskich – GP2 oraz testy w zespołach F1 (m.in. Caterham i Marussia) utorowały mu ścieżkę do krótkiego, ale znaczącego epizodu w Formule 1 z Manor Marussia w 2015 roku. Rossi był bliski regularnej roli na najwyższym poziomie, ale brak sponsorów oraz polityka w zespołach uniemożliwiły mu dłuższy debiut.
Kolejnym istotnym nazwiskiem jest Sargeant, który zwrócił na siebie uwagę światu motorsportu kapitalnymi występami w Formule 3 oraz F2, zdobywając podium na Silverstone i walcząc jak równy z równym z najbardziej utalentowanymi rówieśnikami. Jego szybka adaptacja do europejskich torów oraz obycie wyścigowe dały mu przepustkę do poważnych rozmów na wyższych szczeblach. Ostatecznie jego błyskotliwość przetarła szlaki kolejnym amerykańskim młodym talentom i dowiodła, że różnice między USA a Europą coraz bardziej się zacierają.
Nie można zapomnieć o takich postaciach jak Santino Ferrucci czy Juan Manuel Correa. Obaj pokazali w F2 olbrzymi charakter – choć ich losy potoczyły się inaczej. Ferrucci, znany z bezkompromisowej walki na torze, próbuje swoich sił w wyścigach za oceanem, a Correa, po tragicznym wypadku i heroicznym powrocie do ścigania, inspiruje kibiców swoją niezłomnością. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich tych kierowców są ogromne ambicje oraz chęć wyznaczania nowych standardów dla następnych pokoleń.
Co ciekawe, coraz więcej młodych Amerykanów dzięki programom szkoleniowym i wsparciu sponsorów rozpoczyna karierę w wyścigach kartingowych w Europie, śledząc ścieżkę wydeptaną przez mistrzów F1. To efekt rosnącego zainteresowania Formułą 1 w Stanach Zjednoczonych, szczególnie po sukcesie serii “Drive To Survive”. Dziś Grand Prix w Miami, Austin czy Las Vegas przyciągają tysiące kibiców w barwach ulubionych zespołów.
Czy kolejny amerykański talent zapisze się złotymi zgłoskami w historii F1? Wszystko wskazuje na to, że tak – bo potencjał młodych kierowców zza oceanu jest większy niż kiedykolwiek. Wyścigi są szybsze, rywalizacja bardziej zacięta, a drzwi do Formuły 1 – choć nadal wymagające – stoją szerzej otwarte niż kiedykolwiek wcześniej.