Bez względu na pole position Oscara Piastriego, bez względu na to, że McLaren - teoretycznie - miał lepsze tempo wyścigowe, znów nie wzięliśmy pod uwagę czegoś, kogoś. Nazywa się Max Verstappen!
Start był całkiem udany, przynajmniej jeśli chodzi o Maxa Verstappena: Holender, wykorzystując "nieistniejące łuki", od razu wyprzedził Oscara Piastriego i zaczął budować przewagę. Za nimi George Russell i Lando Norris walczyli ze sobą, a po wielu okrążeniach Norrisowi udało się stabilnie utrzymać trzecie miejsce. W międzyczasie warto było również zwrócić uwagę na środek stawki, ponieważ zarówno Williams, jak i Aston Martin zajmowały cenne pozycje, które długo potrafiły utrzymać.
Pierwsza czwórka na średnich oponach długo utrzymywała się w czołówce, jednak ktoś już całkiem wcześnie, w 13. okrążeniu, zdecydował się na pit stop. Kardynalną zmianę przyniosła awaria auta Estebana Ocona i następująca faza VSC, w której praktycznie cały staw zmienił opony, a Piastri wyszedł z pit stopu najgorzej. Gdy wszystko się uporządkowało, mogliśmy zobaczyć kolejność Verstappen, Norris, Piastri, a także silnego Williamsa i doganiającego Ferrari.
Nie było to ekscytujące wyścig, aż do momentu, gdy świetnie doganiający Kimi Antonelli zatrzymał się w Mercedesie. Ponieważ ten incydent nie zasługiwał na samochód bezpieczeństwa, mimo to tak się stało, otwierając kolejne okno na pit stopy dla zespołów, a ogromna przewaga Verstappena zniknęła... Po wznowieniu wyścigu Norris zadbał o to, aby jego drugie miejsce nie było tylko epizodyczną rolą, wyprzedził Piastriego i przejął drugą pozycję, a Lewis Hamilton i Alexander Albon również stoczyli fantastyczną walkę. W międzyczasie Max Verstappen, nie niepokojony przez nikogo, prowadził i wygrał Grand Prix Emilii-Romanii przed Lando Norrisem i Oscarem Piastrim.
Foto: AutoGear